Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.1.djvu/295

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Zasadzić to ziarnko, odparł Harbert.
— Tak jest, dodał Gedeon Spilett, i to z całą pieczołowitością, na jaką zasługuje, gdyż ziarnko to ukrywa w sobie przyszłe żniwo nasze
— Oby tylko zeszło! zawołał marynarz.
— Zejdzie, odparł Cyrus Smith.
Był to dzień 20. czerwca, a zatem właśnie pora sposobna do zasadzenia tego jednego a tak drogocennego ziarnka. Zrazu chcieli go zasadzić w garnku napełnionym ziemią, po namyśle jednak postanowili zaufać zupełnie naturze i powierzyć je ziemi. Stało się to jeszcze tego samego dnia, a zbytecznem byłoby dodawać, że nie pominięto przytem żadnego środka mogącego zapewnić pomyślny plon.
Niebo rozjaśniło się nieco, a osadnicy nasi wydrapali się na samą górę Granitowego Pałacu. Tu obrali miejsce zakryte dobrze od wiatru a wystawione na pełne działanie południowych promieni słońca. Oczyścili to miejsce, wyplewli z niego troskliwie chwasty, skopali je nawet, ażeby wypłoszyć z niego robactwo i glisty, położyli na niem warstwę czarnej ziemi zmieszanej trochę z wapnem, ogrodzili je, poczem wtłoczyli ziarnko w wilgotny grunt.
Czy nie wydawało się tak, jak gdyby osadnicy nasi kładli kamień węgielny do przyszłej budowy? To przywiodło Pencroffowi na myśl ów dzień, kiedy to zapalił był jedną zapałkę, jaką wtedy posiadał, i trud, jaki kosztowała go ta operacja. Tym jednak razem była to rzecz o wiele większej wagi. W samej rzeczy bowiem, rozbit-