Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.1.djvu/230

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Cyrus Smith przysłuchiwał się tym fantastycznym nieco projektom entuzjasty Pencroffa. Rozsadzić te masy granitowe nawet za pomocą min prochowych, było pracą prawdziwie herkulesową i zaiste należało ubolewać, że przyroda sama nie uskuteczniła bodaj najuciążliwszej jej części. Inżynier jednak za całą odpowiedź na zapytanie marynarza, zaproponował tylko, ażeby dokładniej jeszcze zbadać ścianę granitową, począwszy od ujścia rzeki aż do jej północnego krawędzia.
Przedsięwzięto więc ściśłe poszukiwania na długość blisko dwóch mil. Lecz zbita wszędzie i gładka ściana nie przedstawiała nigdzie najmniejszego wydrążenia. Co się tyczy gniazd skalnych gołębi okrążających jej szczyt, to były to poprostu dziury wyżłobione na samym jej szczycie i wyszarpane z krawędzi.
Przykra, była to zaiste okoliczność, a o tem, by bądź to zapomocą kilofa, bądź też min prochowych, spowodować w tej masie granitowej dostateczne wydrążenie, i myśleć nie można było. Przypadek tylko zdarzył, że Pencroff wynalazł właśnie jedyne w całej tej części wybrzeża miejsce, mogące nastręczyć chwilowe schronienie, a miejscem tem były „dymniki,“ które teraz trzeba było porzucić.
Ukończywszy swe poszukiwania, znaleźli się osadnicy nasi u północnej krawędzi ściany granitowej, gdzie takowa przechodziła w podłużną spadzistość, ginącą zwolna wśród piasczystego wybrzeża. Począwszy od tego miejsca aż do osta-