Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.1.djvu/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chodził ów dym, który z razu, nie bez przyczyny, musiał go nieco zaniepokoić.
— Ogień ten, rzekł, albo raczej dym jest wytworem samej przyrody. Pochodzi ze źródła siarczanego, które nam dostarczy skutecznego lekarstwa na wszystkie suchoty gardlane i płucowe.
— Brawo! zawołał Pencroff. Jaka szkoda że nie mam kataru!
Wtedy osadnicy nasi udali się na miejsce, ztąd się wznosił ów dym. Tu ujrzeli źródło siarczane, tryskające dość obficie wśród skał, którego wody pochłaniając tlen atmosfery, wydawały silną woń kwasu siarczanego.
Cyrus Smith zanurzywszy weń rękę, uczuł, że woda ta była dość lepką, a skosztowawszy ją przekonał się, że miała smak słodkawy. Temperaturę jej ocenił mniej więcej na dziewięćdziesiąt pięć stopni Fahrenheita, a zapytany przez Harberta, na czem opiera to obliczenie, odparł:
— Całkiem po prostu, moje dziecko, na tem, że zanurzywszy dłoń w tę wodę, nie uczułem ani zimna ani ciepła. To dowodzi że posiada ona tę samą temperaturę, co ciało ludzkie, t. j. mniej więcej dziewięćdziesiąt pięć stopni.
Ponieważ źródło siarczane w tej chwili nie mogło im przynieść żadnego rzeczywistego pożytku, porzucili je przeto i skierowali swe kroki ku leśnej gęstwinie, ciągnącej się kilkaset kroków ztamtąd.
Tu, jak słusznie domyślał się inżynier, toczył strumień swe bystre, kryształowe wody