Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed.Seyfarth i Czajkowski) T.3.djvu/260

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

miesiąc październik, stanowiący początek wiosny południowej, nie zaczynał się zbyt pomyślnie, i wiatr zdradzał popęd do przeskakiwania z jednego punktu kompasu w drugi, co nie pozwalało liczyć na stałą pogodę.
Cyrus Smith i towarzysze, opuściwszy kryptę Dakkara, udali się napowrót drogą do zagrody. Po drodze Nab i Harbert zajęli się odejmowaniem drutu, przeciągniętego przez kapitana pomiędzy zagrodą a kryptą, który mógł się przydać na później.
W drodze osadnicy mówili mało. Różnorodne przejścia tej nocy z 15 na 16 października wywarły na nich żywe wrażenie. Ów nieznajomy, którego wpływ pomagał im tak skutecznie, człowiek z którego wyobraźnia ich utworzyła jakiegoś genjusza, kapitan Nemo — już nie istniał. Jego Nautilus wraz z nim spoczywał w głębi przepaści. To też zdawało się wszystkim, że większa jeszcze samotność cięży nad nimi, niż dawniej. Przywykli bowiem, rzec można, do liczenia na tę potężną pomoc, której im teraz miało zabraknąć. Nawet Gedeon Spilett i Cyrus Smith nie mogli się otrząść z takiegoż samego wrażenia. To też zachowywali wszyscy głębokie milczenie podczas całej drogi do zagrody.
Około dziewiątej rano osadnicy znaleźli się znowu w pałacu Granitowym.
Postanowionem było nieodwołalnie, że czynnie się zabiorą znowu do pracy około budowy okrętu — i Cyrys Smith poświęcił temu zadaniu bardziej niż kiedykolwiek wszystek swój