Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed.Seyfarth i Czajkowski) T.3.djvu/244

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Po mojej stronie była słuszność i prawo — dodał. — Wszędziem robił tyle dobrego ile zdołałem, i tyle złego, ilem był powinien. Cała sprawiedliwość nie mieści się w przebaczeniu.
Kilka chwil milczenia nastąpiło po tej odpowiedzi — i kapitan Nemo powtórzył po raz drugi...
— Cóż więc myślicie o mnie, panowie?
Cyrus Smith wyciągnął rękę do kapitana i na pytanie jego odrzekł uroczyście.
— Kapitanie! Całą twoją winą, żeś wierzył w możność wskrzeszenia przeszłości, i że walczyłeś przeciw konieczności postępu. Był to jeden z owych błędów, które jedni podziwiają, drudzy ganią; ale sam Bóg tylko sędzią ich być może, a rozum ludzki musi je odpuścić. Kto się myli w intencji, którą za dobrą uważa, można z tym walczyć, ale przestać go szanować nie wolno. Błąd twój należy do takich, które nie wykluczają uwielbienia, i imię twoje nie potrzebuje się obawiać niczego od sądu dziejów. Lubią one bowiem bohaterskie szaleństwa, choć jednocześnie potępiają skutki ich wypływem będące.
Pierś kapitana Nemo wzniosła się westchnieniem, a ręka wyciągnęła się ku niebu.
— Miałżem, czym nie miał słuszności? — szepnął.
Cyrus Smith ciągnął dalej...
— Wszystkie wielkie czyny powracają do Boga, bo od niego pochodzą! Kapitanie Nemo, uczciwi ludzi tutaj zebrani, a którym tylekroć pomagałeś, nigdy cię opłakiwać nie przestaną.