Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed.Seyfarth i Czajkowski) T.3.djvu/216

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

towy i wnet znaleźli się na wybrzeżu. Tylko Jow i Top zostali w domu. Mogło się bez nich obyć.
Noc była czarna. Księżyc, właśnie w tym dniu na młodziku, zniknął wraz ze słońcem. Jak to zauważył Harbert, olbrzymie burzliwe chmury utworzyły rodzaj niskiego a ciężkiego sklepienia, nieprzepuszczającego najmniejszego promyka od gwiazd. Kilka błyskawic pochodzących ze skwaru i dalekiej jakiejś burzy oświetlało od chwili do chwili widnokrąg.
Bardzo być mogło, że za kilka godzin, piorun zahuczy nad samą wyspą. Była to noc groźna.
Ale ciemność, choćby najgłębsza nie mogła powstrzymać ludzi przywykłych do tej drogi do zagrody. Przeszli na lewe wybrzeże „Dziękczynnej“ doszli do Terasy, przebyli most potoku Glicerynowego i ruszyli dalej lasem.
Szli dobrym krokiem, mocnem wzruszeniem przejęci. Nie ulegało już najmniejszej wątpliwości, że mieli wreszcie poznać owo tak poszukiwane rozwiązanie zagadki, imię owej tajemniczej istoty, co tak głęboko weszła w ich życie, tak wspaniale z nimi postępowała, tak potężnie działała! Czyż bowiem w istocie ów nieznajomy nie musiał niejako żyć z nimi wspólnie, aby znać tak wybornie do najdrobniejszych szczegółów ich potrzeby, słyszeć co się mówiło i występować zawsze w najważniejszej chwili.
Wszyscy pogrążeni w myślach przyspieszali kroku.
Pod tem sklepieniem z drzew, ciemność pa-