Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed.Seyfarth i Czajkowski) T.3.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kaniczne ognie, gorąco nie będące zwykle właściwością umiarkowanego klimatu. W największej ilości znajdowały się tu kaurysy i cukalyptusy dochodzące olbrzymich rozmiarów.
Podziwiać jednakże te wspaniałości roślinne nie było bynajmniej w danej chwili celem osadników. Wiedzieli dobrze, że pod tym względem wyspa Lincolna mogłaby zająć miejsce w grupie owych wysp kanaryjskich, którym na pierwszy chrzest dano imię „Szczęśliwych.“ Niestety! obecnie już ta wyspa nie należała do nich wyłącznie, inni wcisnęli się do niej, deptali po niej zbrodniarze, których trzeba było wyniszczyć do szczętu.
Na wschodniem wybrzeżu nie napotkali już osadnicy żadnych śladów, mimo najtroskliwszych poszukiwań. Nie było już nigdzie znać nóg odciśniętych, ani nacięć na drzewach, ani wystygłych popiołów, ani opuszczonych obozowisk.
— Nie dziwi mnie to bynajmniej — rzekł Cyrus Smith do towarzyszy. — Rozbójnicy wylądowali w okolicach Przylądka Rozbitków i rzucili się natychmiast w lasy Zachodniej Ręki, po przejściu przez błota Tadornów. Szli więc prawie tą samą drogą, którą i my, wyszedłszy z Pałacu Granitowego. Tem się tłumaczą ślady, któreśmy napotkali w lasach. Znalazłszy się jednak na wybrzeżu, korsarze pojęli to dobrze, że nie masz tu dla nich odpowiedniego schronienia i wówczas to skierowawszy się ku północy, odkryli zagrodę...