Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed.Seyfarth i Czajkowski) T.3.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tej myśli, byłoto doprowadzić do rozpaczy Harberta, kto wie, zabić go może!
— Naprzód! — ozwał się Cyrus Smith.
Zaiste o wiele lepiej byłoby udać się inną drogą a nie tą która wiodła prosto z zagrody do Pałacu Granitowego, ale w lasach wózek byłby napotkał na niezmierne zawady. Pozostawało więc tylko postępować tą drogą, choć musiała być dobrze znaną zbiegom.
Cyrus Smith i Gedeon Spilett szli po obu stronach wózka, gotowi odeprzeć każdy napad. Nie zdawało się jednakże prawdopodobnem, aby zbiegi opuścili już Wielką Terasę. Kartka Naba skreśloną była widocznie w chwili pojawienia się napastników. Chwilą zaś tą wyrażoną na kartce była godzina 6 z rana a ścigły orang, przywykły często biegać do zagrody, nie potrzebował zapewne więcej nad trzy kwadranse czasu do przebycia pięciu mil oddzielających zagrodę od Pałacu Granitowego. Droga więc powinna była być bezpieczną w danej chwili i jeżeli miał wypaść zkąd strzał jaki, to prawdopodobnie aż dopiero w pobliżu Granitowego Pałacu.
Na wszelki wypadek jednakże osadnicy zachowywali ścisłą ostrożność. Top i Jow, ten ostatni zbrojny w pałkę swoją, jużto biegnąc przodem, jużto myszkując po lesie otaczającym drogę, nie zwiastowali żadnego niebezpieczeństwa.
Wózek toczył się powoli, kierowany przez Pencroffa. Wyprawa wyruszyła z zagrody o wpół do ósmej. W godzinę potem, cztery mile z pię-