Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed.Seyfarth i Czajkowski) T.3.djvu/091

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nab odprowadził ich aż do okrętu Dziękczynnej, a skoro przeszli na drugą stronę, zwiódł most za nimi. Taka zaś stanęła umowa, że osadnicy wystrzałem dadzą znać o swoim powrocie, a na ten znak Nab przybędzie przywrócić komunikację między dwoma brzegami rzeki.
Mała gromadka ruszyła prosto drogą wiodącą do portu ku południowemu wybrzeżu wyspy. Cała ta odległość wynosiła tylko trzy i pół mili, ale Gedeon Spilett z towarzyszami przebyli ją dopiero w dwóch godzinach. Przeszukali bowiem cały kraj drogi, tak od strony gęstego lasu jak i od błot Tadornów. Nigdzie nie znaleźli ani śladu zbiegów, którzy niewątpliwie nie mając jeszcze ustalonego przekonania o ilości osadników i ich środkach obrony, ukryć się musieli w najnieprzystępniejszych częściach wyspy.
Gdy mała gromadka przybyła do portu Balonowego, Pencroff z najwyższą pociechą ujrzał „Bonawenturę“ spokojnie stojącego na kotwicy w ciasnej zatoczce. Zresztą Port Balonowy był tak dobrze ukryty w pośród tych skał wysokich, że niepodobna go było odkryć, ani z morza, ani z lądu, chyba z pozycji górującej nad nim.
— No! — zawołał Pencroff — jeszcze tu te łotry nie byli! Wielkie trawy przypadają gadom bardziej do smaku i rzecz widoczna, że odnajdziemy ich w lesie Zachodniej Ręki.
— Uważajmy to za szczęście — odrzekł Harbert — bo gdyby byli znaleźli „Bonawenturę“ zabraliby go niewątpliwie, aby na nim uciec, i