Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed.Seyfarth i Czajkowski) T.3.djvu/053

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W tej chwili Nab i Gedeon Spilett przyłączyli się do Cyrusa Smitha, Ayrtona, marynarza i Harberta.
Korespondent i jego towarzysz uznali za stosowne porzucić swój poczt przy ujściu Dziękczynnej, skąd nie mogli nic więcej zdziałać przeciw okrętowi, i postąpili sobie roztropnie. Lepiej było, iż osadnicy połączyli się razem w chwili, gdy miało przyjść niezawodnie do walki rozstrzygającej. Gedeon Spilett z Nabem przybiegli chyłkiem kryjąc się za skały, wśród gradu kul, z których jednak żadna ich nie tknęła.
— Spilecie! Nabie! zawołał inżynier. Żaden z was nie raniony?
— Nie! odparł korespondent, prócz kilku kontuzyj od kul rekoszetujących! Ale ten przeklęty okręt płynie prosto do kanału!
— W samej rzeczy! odparł Pencroff, za dziesięć minut stanie kotwicą naprzeciw Pałacu Granitowego!
— Co zamyślasz czynić, Cyrusie? zapytał korespondent.
— Trzeba nam schronić się do Pałacu Granitowego, póki czas jeszcze, a zbóje nie mogą nas dostrzedz.
— I ja tak sądzę, odparł Gedeon Spilett, ale gdy się raz zamkniemy...
— Zastosujemy nasze działanie do okoliczności, odparł inżynier.
— A zatem w drogę, a spieszmy się! rzekł korespondent.
— Nie życzysz sobie, panie Cyrusie, aby-