Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed.Seyfarth i Czajkowski) T.3.djvu/036

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

był za kark, przeskoczył parapet i rzucił się w morze.
Zaledwie sześć sążni od statku odpłynął, posypały się gradem do koła niego kule.
Wyobraźmy sobie, jakiego uczucia doznał Pencroff ukryty między skałami na wysepce, jakiego Cyrus Smith, korespondent, Harbert i Nab schowani w dymnikach, gdy usłyszeli huk strzałów na pokładzie statku! Wybiegli wszyscy na brzeg morza, ze strzelbami na ramieniu, gotowi odeprzeć każdy napad.
Dla nich nie istniała już żadna wątpliwość! Byli pewni, że Ayrton schwytany i zamordowany został przez korsarzy, i że łotry ci, korzystając z ciemności, próbują wylądować na wyspę.
Upłynęło pół godziny wśród śmiertelnej trwogi. Strzały ucichły, lecz ani Ayrton, ani Pencroff nie powracali. Może korsarze napadli wysepkę? Może należało biedz w pomoc Ayrtonowi i Pencroffowi? Ale jak? Morze było w tej chwili w przypływie, niepodobna więc było przebyć wpław kanału. Czółna drugiego nie mieli. Łatwo więc wyobrazić sobie okropny niepokój Cyrusa Smitha i jego towarzyszy.
Wreszcie, około godziny wpół do pierwszej z północy, przybiło do brzegu czółno z dwoma ludźmi. Byli to Ayrton, lekko raniony w ramię, i Pencroff, zdrów i cały; — z otwartemi rękami czekali na nich przyjaciele.
Weszli wszyscy do dymników. Tu opowiedział Ayrton całą rzecz nie tając także swego zamiaru wysadzenia okrętu w powietrze.