Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed.Seyfarth i Czajkowski) T.3.djvu/021

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przedewszystkiem zachodziło pytanie: czyli dwumasztowiec zapuści się dalej w głąb Zatoki? a następnie: czyli w zatoce zarzuci kotwicę? Czy nie poprzestanie może na zwidzeniu z daleka wybrzeży, nie wylądowując załogi, poczem wypłynie znów na pełne morze? Za godzinę miała ta zagadka być rozwiązaną. Osadnikom nie pozostawało przeto nic, jak tylko czekać cierpliwie.
Cyrusa Smitha wielkim niepokojem napełnił widok czarnej flagi wywieszonej na tym podejrzanym statku. Nie byłaż to groźba wymierzona wprost przeciw dziełu tak zacnie prowadzonemu dotychczas przez niego samego i jego towarzyszy? Więc korsarze ci — a że majtkowie tego statku byli nimi, o tem nie było co wątpić — znali już pierwej tę wyspę, skoro zbliżając się do niej wywiesili swe barwy? Może w głębi wyspy posiadają swe kryjówki, coby wytłumaczyło niejeden z niewyjaśnionych dotąd wypadków? Może w tych niezwidzonych jeszcze dotąd okolicach wyspy ukrywa się który z tych złoczyńców, i teraz połączy się ze swymi wspólnikami?
Na wszytkie te pytania, które Cyrus Smith w milczeniu sam sobie zadawał, nie mógł żadnej znaleść odpowiedzi; czuł tylko, że przybycie tego okrętu w wysokim stopniu zagrażało osadzie.
Bądź co bądź, on i towarzysze jego gotowi byli wytrwać do ostateczności. Czy korsarze ci byli liczni i lepiej uzbrojeni od osadników? O tem warto się było przekonać! Ale jak dostać się do nich!
Noc zapadła. Księżyca nie było na niebie,