Strona:Juliusz Verne-Sfinks lodowy.djvu/059

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 45 —

backich, beczek do tłuszczu wielorybiego, oraz przeróżnych pak i ciężarów.
Ciemna ta i cuchnąca dziura połączona była ukrytem wejściem z kajutą, ktorą miał zajmować August, a który przygotował tamże dla przyjaciela zamykaną skrzynię z materacem i kołdrą, oraz pewną ilość żywności, dzban wody do picia, butelkę koniaku, wreszcie latarkę, świece i krzesiwko.
Do tej kryjówki wszedł Artur już na trzy doby przed odjazdem Grampiusa, i nie prędzej miał się ukazać kapitanowi, aż gdy wypłyną na pełne morze, t. j. gdy odwrót stanie się już niemożebnym.
Nie łatwą wprawdzie było rzeczą siedzieć tam w głębi, bez światła, ruchu, a nadewszystko bez powietrza, któremby płuca odetchnąć mogły. Od czegoż jednak siła woli i młodości!
Skoro wszakże dobrowolny nasz więzień poczuł pierwsze zakołysanie się okrętu, które mu oznajmiło że kotwica podniesioną została, doznał już pewnej ulgi, jedynie pod wrażeniem nadziei, iż niezadługo skończy się to przykre położenie. W kilka też godzin potem wyszedł ze skrzyni, by wyprostować ścierpnięte członki, a potykając się o rozrzucony w nieładzie ładunek, odszukał ukrytą w górze klapę, przez którą August obiecał wprowadzić go do swej kajuty. Upewniwszy się że wyjście to istnieje, pełen nadziei i dobrej otuchy, wrócił do swej kryjówki, posilił się zimnem mięsem, wychylił kieliszek koniaku i zasnął. Nazajutrz wszakże napróżno oczekiwał przyjaciela, i nad wyraz przykry ten zawód powtarzał się przez kilka dni następnych.
— Czyżby obawa przed gniewem ojca, powstrzymywać dotychczas miała Augusta — myślał zrozpaczony już wreszcie Artur. — Ale cóż mi zrobić może stary kapitan? Gdyby mię nawet kazał wrzucić do oceanu, wolałbym taką śmierć raczej, aniżeli powolne tu konanie!