Strona:Juliusz Verne-Przygody trzech Rossyan i trzech Anglików w Południowej Afryce.djvu/054

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

podczas przeprawy naszéj z Europy przekonałem się, że oni sobie nawzajem zazdroszczą naczelnictwa naszéj ekspedycyi. Wprawdzie pułkownik nosi tytuł naczelnika, ale w warunkach umowy zastrzeżono wyraźnie stanowisko Struxa. Obadwaj są dumni i rozkazujący, ale rozdziela ich najgorsza ze wszystkich zazdrości: zazdrość nauki.
— Taka zazdrość, w podobnéj jak nasza wyprawie, nie ma najmniejszego sensu — odparł Emery. — Tu właśnie jeden drugiemu jaknajserdeczniéj pomagać winien, bo z pracy każdego wszyscy korzystamy. Że uwagi twe są prawdziwe, jestem aż nadto przekonany, ale to rzecz smutna dla naszych zamiarów, bo trzeba jaknajwiększego porozumienia się, chcąc aby tak trudne przedsięwzięcie pomyślny uwieńczył skutek.
— Masz największą słuszność, ale lękam się, aby to porozumienie było możebném. Pomyśl sobie co to będzie, jeżeli najmniejszy szczegół prac naszych, jak np. obranie podstawy, sprawdzanie obliczań, pomieszczenie stacyi wywoła spory. Albo się mylę, albo też przeczuwam wzajemne szykany; gdy przyjdzie do sprawdzenia prac przez obie strony dokonanych, gotowi się sprzeczać o jednę dziesiątą milimetra.
— Zastraszasz mię, drogi Michale; byłoby to fatalnem, gdyby tak ważne zadanie rozbić się miało na drugim końcu świata o wzajemną zarozumiałość. Daj Boże, aby się twoje nie sprawdziły obawy.
— Pragnę aby były płonnemi, lecz w czasie podróży przysłuchując się ich uczonym dysputom, niejednokrotnie miałem sposobność przekonać się, że obadwaj mają się za nieomylnych; a na dnie tego wszystkiego widzę nędzną zazdrość.
— Ależ ci dwaj panowie nie rozłączają się na jednę chwilę; jeden bez drugiego nie ruszy się i może nawet więcéj od nas dwóch przebywają z sobą.
— Tak jest, lecz spędzając całe dnie razem, nie mówią do siebie; czuwają wciąż nad sobą, szpiegują się nawzajem, a jeżeli jeden nad drugim nie weźmie przewagi, to prace nasze bardzo niefortunnie wypadną.