Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.1.djvu/079

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
71

cież, że zawsze widok tych stron smutne na mnie wywierał wrażenie; należałoby je przynajmniej nieco uweselić, nadając im milsze nazwy, nie zaś nazywać je przylądkiem „Pożegnania,“ przylądkiem „Rozpaczy,“ bo te nazwy nic nie mają w sobie coby żeglarza przyciągało.
— To samo i ja zauważyłem, odpowiedział doktór, ale te nazwy mają znaczenie jeograficzne, o którem nie trzeba zapominać; przypominają tych którzy je wymyślili. Jeśli słyszę nazwę przylądka „Rozpaczy“ wymienioną obok nazwisk Davis’a, Baffin’a, Hudson’a, Ross’a, Perry’ego, Franklin’a, Bellot’a, to znajdują wkrótce przylądek „Dziękczynienia;“ cypel „Opatrzności“, odpowiada portowi „Strapienia;“ zatoka „Nieosiągnięta“ naprowadza mnie na przylądek „Rajski,“ a opuszczając cypel zwany „Powrotu przymusowego,“ spoczywam myślą w zatoce „Schronienia.“ Umysł mój widzi jasno ciągłe następstwo niebezpieczeństw, niepowodzeń, przeszkód, powodzeń, rozpaczy, i znów pomyślności, co wszystko łączy się ze wspomnieniem wielkich moich rodaków. Szereg ten nazw, jakby szereg medali przypomina mi historyę tych mórz.
— Masz pan słuszność, panie Clawbonny. Daj tylko Boże, byśmy w naszej podróży spotykali