Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.2.djvu/292

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
290

ku, pędzącego na oślep do wrzącego w tem miejscu morza.
Wulkan, jak się zdawało, jeden tylko miał otwór, ziejący ogromny słup ognia, przerabiany błyskawicami ognia; elektryczność zapewne niemałą w tem wspaniałem zjawisku odgrywała rolę. Dym wydobywający się z pośrodka płomieni, czerwonawy u spodu, czarny zupełnie w górze, wspaniale wznosił się ku niebu, roztaczając naokoło gęste swe kłęby.
Atmosfera do znacznej wysokości zachowała kolor popielaty; ciemność podczas burzy, której doktór wytłomaczyć sobie nie umiał, pochodziła widocznie ze słupów popiołu, przesłaniających słońce grubą, nieprzejrzystą zasłoną. — Przypomniał on sobie wtedy fakt, jaki zaszedł w 1812 roku na wyspie Barbados, którą w samo południe zaległy głębokie ciemności, pochodzące z massy popiołu wyrzuconego przez krater wulkanu na wyspie Ś-go Wincentego.
Ta ogromna skała ogień wybuchająca, umieszczona w pośrodku oceanu, miała tysiąc sążni wysokości, była zatem prawie tak wyniosłą jak Hekla.
Linija od jej wierzchołka do podstawy poprowa-