Przejdź do zawartości

Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.2.djvu/276

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
274

przekonania, że musi być jakiś ląd u samego bieguna.
Wistocie, przy stworzeniu świata, po ostygnięciu skorupy ziemskiej, wody powstałe ze zgęstnienia par atmosferycznych ulegając sile odśrodkowej, musiały zwrócić się do stref podrównikowych, i opuścić nieruchome biegunowe punkta globu. Dlatego też zatopione być musiały okolice sąsiadujące z niemi. Rozumowanie to trafnem się zdawało doktorowi, i Hatterasowi także.
Dlatego też kapitan wytężonem okiem radby był przebić mgły na horyzoncie; nie odejmował lunety od oczu. Z koloru wód, z kształtu fal, z wiatru, słowem ze wszystkiego chciał dojść do jakiejś wskazówki blizkiego lądu. Czoło jego wychyliło się naprzód. Ktoby nie znał jego myśli, musiałby go jednak podziwiać; cała jego postawa wyrażała niezłomne pragnienie i pełne niepokoju pytanie.




ROZDZIAŁ DWUDZIESTY DRUGI.
Zbliżanie się do bieguna.

Czas upływał wśród takiej niepewności. Na tym ogromnym, poziomie oprócz nieba i morza,