Przejdź do zawartości

Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.2.djvu/218

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
216

— Posunęliśmy się przecież o wiele dalej na północ, rzekł Hatteras.
— Zapewne, ależ ten wzgląd nic tu nie znaczy. Wszystko stanowi biegun zimny, a raczej ta niezmierzona przestrzeń lodu, wśród której zimowaliśmy z Forwardem. Otóż w miarę jak oddalamy się od tego punktu, odsuwamy się jednocześnie od miejsca najzimniejszego na kuli ziemskiej; powinnibyśmy więc powyżej niego znaleźć to samo, co poniżej napotykali, Parry, Ross i inni żeglarze.
— W rezultacie jednak, rzekł Altamont z westchnieniem, dotąd więcej na podróżnych niż na myśliwych wyglądamy.
— Cierpliwości! odrzekł doktór; postać okolicy zmienia się coraz widoczniej i niepodobna, abyśmy nie znaleźli zwierzyny w tych nizinach i wąwozach, do których wegetacya wcisnęła się już więcej.
— Przyznasz jednak doktorze, iż kraj który obecnie przebywamy jest całkiem i niezamieszkały i niemieszkalny!
— Niemieszkalny! na to się nie zgadzam bynajmniej; nie wierzę aby kraj jaki mógł być niemieszkalnym. Człowiek, siłą ofiar przez wiele pokoleń ponoszonych i przy wszystkich naukowych środkach agronomii, użyzniłby nakoniec i takie jak ta, okolice.