Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.2.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
171

chciałem sobie zrobić przejście. Wziąwszy się do żłobienia lodu, wybornym nożem jaki miałem przy sobie, przez trzy godziny skrobałem, wierciłem, kopałem, i oto jestem głodny, spracowany, ale cały.
— Chcesz dzielić z nami nasze losy, rzekł Altamont.
— Żeby was ocalić. Ale dajcież mi kawałek suchara i mięsa, bo upadam z głodu i znużenia.
Wkrótce Clawbonny zapuścił swe białe zęby w porządny kawał mięsa; jednocześnie jadł i odpowiadał na czynione mu zapytania.
— Ocalić nas! powtórzył Bell.
— Naturalnie, odpowiedział doktór, przełykając co miał w gębie.
— Zapewne, mówił znowu cieśla, skoroś pan do nas doszedł, to moglibyśmy wyjść tą samą drogą.
— I zostawić panami placu tych szkodników, którzyby zrabowali nasze składy i magazyny!
— Trzeba pozostać, rzekł Hatteras.
— Trzeba pozostać, powiedział doktór, a jednak pozbyć się nieprzyjaciela.
— A jest na to sposób? spytał Bell.