— Nie możemyż go przecie tutaj zostawić, wtrącił doktór.
— Nie! nie możemy! machinalnie od powiedział Hatteras; pójdzie z nami, ale przy kimże będzie dowództwo?
— Przy tobie kapitanie.
— I gdy wy mnie słuchać będziecie, śmiałżeby ten Yankes być nieposłusznym?
— Nie sądzę, powiedział Johnson; lecz nareszcie, gdyby nie chciał poddać się pod twe rozkazy?..
— W takim razie ze mnąby miał do czynienia.
Trzej Anglicy w milczeniu spoglądali na Hatterasa.
— W jakiż sposób odbywać będziemy podróż? zapytał doktór.
— Ile możności trzymać się ciągle będziemy brzegów, odpowiedział Hatteras.
— Lecz jeśli, co być może, znajdziemy morze z lodów oczyszczone?
— To je przepłyniemy.
— A na czemże?
Hatteras zamilkł; widocznie był zakłopotany.
— Możeby, rzekł Bell, z resztek Porpoise’a dała się zrobić jaka szalupa.
— Nigdy, gwałtowie zawołał Hatteras.
Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.2.djvu/155
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
153