Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.2.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
101

Królewskiej Mości Królowej Wiktoryi, ani Waszyngtonowi, lecz Bogu samemu zawdzięczamy ocalenie i to schronienie nasze, nazwijmy je więc Szańcem Boskiej Opatrzności.
— Wyborna myśl! zawołał Altamont.
— I jak to brzmi dobrze: Szaniec Boskiej Opatrzności. Tak tedy powracając z wycieczki naszej na północ, około przylądka Waszyngtona, dostaniemy się do przystani Wiktorya; ztamtąd do Szańca Boskiej Opatrzności, aż znajdziemy spoczynek i pożywienie w Domku Doktora.
— Tymczasem na tem staje, mówił doktór, później, w miarę odkryć przez nas dokonywanych, znajdziemy inne jeszcze nazwiska, które bez sprzeczki, mam nadzieję, będą przyjęte. Bo tutaj, przyjaciele moi kochać się i wspierać powinniśmy nawzajem. Na tym odległym kawałku ziemi, my przedstawiamy ludzkość całą; nie dajmyż się unosić i powodować tym obrzydłym namiętnościom rujnującym społeczeństwa; siłę i jedność zachowajmy na przeciwności, jakie nas spotkać mogą. Któż może przewidzieć, co jeszcze przed powrotem do rodzinnej ziemi, wycierpieć będziemy zmuszeni. Bądźmyż więc pięciu jak jeden; dajmy pokój rywalizacyi, która tu mniej jak gdziekolwiek-