Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.1.djvu/233

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
225

Kamień ten, umieszczony na samotnem wybrzeżu tych dalekich krain, boleśnie przemawiał do serca; doktorowi łzy stanęły w oczach. Na miejscu tem, gdzie niegdyś Franklin i jego towarzysze stali pełni siły, odwagi i nadziei, dziś jako cała pamiątka, pozostał kawałek marmuru — i pomimo tak smutnego ostrzeżenia, Forward wstępował w ślady Erebusa i Terrora.
Hatteras pierwszy oderwał się od żałosnego tego widoku i szybko wchodzić począł na wyniosły pagórek, zupełnie prawie ze śniegu obnażony.
— Kapitanie, rzekł idący za nim Johnson, ztamtąd ujrzymy składy.
U samego szczytu pagórka połączył się z niemi doktór i Shandon.
Lecz wbrew zapowiedzi Johnsona, przed okiem ich rozciągała się pusta, rozległa płaszczyzna, na której nie można było dojrzeć najmniejszego śladu jakichkolwiek budynków.
— To rzecz szczególna, zawołał retman.
— Gdzież są te magazyny? żywo zapytał Hatteras.
— Nie wiem... nie widzę.... jąkał Johnson.
— Możeś zmylił drogę? rzekł doktór.
— Zdaje mi się jednak, mówił Johnson z zastanowieniem, że w tem miejscu...