Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.1.djvu/224

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
216

— Ależ nie możemy go ścigać wśród tych gór lodowych, odparł Johnson, chcący wstrzymać szalupę.
— I owszem! i owszem! wrzeszczał Simpson.
— Nie! nie! odezwało się kilku majtków.
— I owszem! i owszem! wołali inni!
Podczas tej krótkiej sprzeczki, wieloryb zatrzymał się pomiędzy dwiema górami, zbliżającemi się do siebie coraz więcej wskutek bałwanienia się wody morskiej.
Szalupa ciągniona przez harpun, mogła być wprowadzoną w to niebezpieczne przejście, dla tego też Johnson poskoczywszy naprzód z siekierą w ręku przeciął linę jednem uderzeniem.
I stało się to w samą porę, bo w chwilę potem dwie góry zetknęły się ze sobą, siłą nieprzepartą, gniotąc na miazgę nieszczęliwe zwierzę.
— Straciliśmy go! z żalem zawołał Simpson.
— Aleśmy sami ocaleli, odrzekł retman.
— Na honor, wtrącił doktór, to warte było widzenia!
Siła gniotąca takich gór jest niezmierna. Wieloryb padł ofiarą wypadku, często powtarzającego się na tych morzach. Scoresby opowiada, że tym sposobem w ciągu jednego lata, zginęło trzydzieści wielorybów. Widział on trzymasztowy okręt,