Forward pędzony parą posuwał się szybko między płaszczyznami i górami lodowemi; Johnson osobiście doglądał steru, Shandon badał horyzont przez lunetę. Ale radość jego krótką była, dostrzegł bowiem, że przejście wkrótce miało się skończyć w okręgu lodowemi górami otoczonym. Wolał jednak posuwać się naprzód, niż walczyć z trudnościami powrotu.
Pies biegł za brygiem po równinie, w dosyć znacznej jednak odległości się trzymał. Gdy zostawał zbyt z tyłu, dawało się słyszeć jakieś osobliwe gwizdnięcie, przywołujące go natychmiast. Posłyszawszy pierwszy raz to gwizdnięcie, majtkowie oglądali się w około; byli sami na pokładzie zajęci naradą, a na statku nie było nikogo nieznanego. Gwizdanie powtarzało się jednak kilka razy.
Pierwszy Clifton zaniepokoił się niem.
— Słyszycie? rzekł, i czy widzicie jak ta bestya skacze na to gwizdanie.
— To do nieuwierzenia, dodał Gripper.