Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.1.djvu/046

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
38

— Jakto! nie pojedziesz? zawołał Clawbonny rozpaczliwym tonem.
— Bezwarunkowo nie.
— I to będzie najrozsądniej, dodał powolnym głosem Johnson. Doktor tymczasem biegał niecierpliwie naokoło stołu, nie mogąc na jednem dosiedzieć miejscu.
— Tak, to będzie najrozsądniej, powtarzał machinalnie, to będzie najrozsądniej; a jednakże zbyt długie oczekiwanie, może przykre spowodować następstwa. Najprzód pora jest teraz najlepsza do podróży i jeszcze możnaby zdążyć przed mrozami, do zatoki Davis, której potem już przebyć niepodobna; załoga też niecierpliwi się coraz bardziej; przyjaciele i towarzysze naszych ludzi namawiają ich do opuszczenia pokładu Forwarda, a wpływ taki postronny, mógłby nam spłatać figla bardzo niemiłego.
— Trzeba też i o tem pamiętać, rzekł Wall, że gdy strach raz się zakorzeni pomiędzy załogą, to wszyscy nasi ludzie drapną do ostatniego, a wtedy kochany poruczniku nie takby ci łatwo było na nowo zwabić łatwowiernych.
— Więc cóż robić? zawołał Shandon.
— Zrób tak jak powiedziałeś: poczekaj, ale poczekaj do jutra tylko, a nie desperuj jeszcze, bo