— Jakto wiadomo?
— Bez wątpienia.
— Czy sądzisz malcze, że Shandon będzie kapitanem Forwarda?
— Ależ, odrzekł młody marynarz...
— Wiedz, przeto, że Shandon jest porucznikiem i nic więcej. Jestto dzielny marynarz, tęgi wielorybnik i wyborny towarzysz, godzien pod każdym względem aby mu powierzyć dowództwo; ale koniec końców nie on dowodzi na tym dziwnym statku i takim jest kapitanem jak ty młodziku, albo ja naprzykład, bez obrazy mej godności. Co zaś do tego, kto po Bogu będzie rządził szrubowcem, to ręczę, że i on sam dotąd nie wie. Gdy przyjdzie pora właściwa, prawdziwy kapitan zjawi się nie wiadomo jak, zkąd, i na którem wybrzeżu starego czy nowego świata; bo Ryszardowi Shandon nie wolno jest nawet powiedzieć, w którą stronę kuli ziemskiej podróż swą skieruje.
— Jednakże panie Cornhill, rzekł młody marynarz, Forward ma już zapowiedzianego przy wyjeździe kapitana.
— Jakto! wrzasnął Cornhill, brwi marszcząc surowo — ty mi chcesz dowodzić, że Forward ma kapitana już na pokładzie?
— Tak jest panie Cornhill.
— I ty we mnie chcesz to wmówić?
Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.1.djvu/014
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
6