Strona:Juliusz Verne-Podróż Naokoło Księżyca.djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Patrzcie! pola uprawne!
— Pola uprawne? powtórzył Nicholl wzruszając ramionami.
— A przynajmniej zorane, utrzymywał Ardan. Ale jacyż to dzielni muszą być oracze ci Selenici i jakie olbrzymie woły muszą wprzęgać do swych pługów, kiedy takie ogromne porobili bruzdy!
— To nie bruzdy, rzekł Barbicane, lecz rozpadliny.
— Mniejsza o to, niech będą rozpadliny, przebiegle odpowiedział Francuz. Ale co w świecie naukowym rozumieją przez rozpadliny?
Barbicane rozpowiedział tedy swemu towarzyszowi wszystko co wiedział o rozpadlinach księżycowych, a mianowicie, że są to bruzdy spostrzegane na wszystkich niegórzystych częściach tarczy; że te bruzdy, najczęściej pojedyncze, mają od czterech do pięćdziesięciu mil długości, że szerokość ich różna od 1000 do 1500 metrów, a brzegi ich zawsze są ściśle równoległe. Lecz nie wiedział nic więcej, ani o ich formacji, ani o ich naturze.
Barbicane uzbroiwszy oczy lunetą, z nadzwyczajną uwagą obserwował te rozpadliny. Zauważył że brzegi ich uformowane były ze spadków bardzo stromych. Były to długie równoległe wały, a przy nieco bujniejszej wyobraźni, można było sądzić, że to są długie linje fortyfikacyjne, wzniesione przez selenickich inżynierów.