Strona:Juliusz Verne-Hektor Servadac cz.2.djvu/251

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

fierki, jeszcze nie wydętej, ale okrytej siecią. Łódka dostateczną była do pomieszczenia wszystkich pasażerów. Kilka worów skórzanych z powietrzem, przywiązanych do niej, miało służyć do utrzymania jej jakiś czas na wodzie, na wypadek gdyby mongolfierka spuściła się na morze w pobliżu brzegu. Widoczna rzecz, że gdyby trafiła na pełny ocean, to utonęłaby wraz ze wszystkimi wędrowcami, chybaby jakiś okręt znalazł się dla jej ocalenia.
Dnie 26, 27, 28, 29, i 30 grudnia upłynęły. Pozostawało jeszcze tylko 48 godzin ziemskich do spędzenia na Gallii.
Nadszedł 31 grudnia. Jeszcze dwadzieścia cztery godziny, i mongolfierka siłą ciepłego rozrzadzonego powietrza unosić się będzie w atmosferze galickiej. Prawda, że ta atmosfera była mniej gęstą od ziemskiej; ale potrzeba pamiętać i o tem, że ponieważ przyciąganie było mniejsze, więc i przyrząd balonowy był lżejszy i łatwiejszy do podniesienia.
Gallia znajdowała się wówczas o czterdzieści milionów mil od słońca, w odległości trochę większej od tej, która oddziela słońce od ziemi. Posuwała się z nadzwyczajną szybkością ku drodze ziemskiej, którą miała przeciąć w tym punkcie właśnie, w którym się wówczas miała znajdować ziemia.
Co się tyczy odległości, która oddzielała kometę od ziemi, to wynosiła ona już tylko dwa miliony mil. Dwa te ciała niebieskie dążyły ku sobie i co godzina były bliższe siebie o 86 ty-