Strona:Juliusz Verne-Hektor Servadac cz.2.djvu/248

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

parową i z tym węglem, co jeszcze pozostał, odbyto kilka podróży na wyspę Gurbi.
Pierwszą podróż odbył kapitan Servadac z Prokopem i kilku towarzyszami. Znaleźli wyspę Gurbi, posterunek, wszystko to długa zima uszanowała. Strumienie spływały po powierzchni gruntu. Ptaki, porzuciwszy Ziemię Gorącą, powróciły do tego kawałka żywej ziemi, gdzie znów ujrzały zieloność drzew i łąk. Pod wpływem równikowego gorąca dni trzygodzinnych pojawiły się nowe rośliny. Słońce z nadzwyczajną siłą oblewało je swymi prostopadłymi promieniami. Bezpośrednio po zimie nastąpiło palące lato.
Na wyspie Gurbi zebrano zapas trawy i słomy, potrzebny do wydymania mongolfierki. Gdyby ten olbrzymi przyrząd nie był tak trudnym do przewożenia, być może, iżby go przeniesiono morzem na wyspę Gurbi. Ale uznano za lepsze puścić się balonem z Ziemi Gorącej, i tam sprowadzić paliwo potrzebne do rozrzedzania powietrza w mongolfierce.
Na użytek codzienny palono już drzewem pochodzącem z rozbitych statków. Kiedy chodziło o zużytkowanie pomostu Hanzy, Izaak Hakhabut chciał się temu sprzeciwić. Ale Ben-Zuf powiedział mu, że jeśli tylko słowo piśnie przeciw temu, to za miejsce w łódce balonowej każą mu zapłacić pięćdziesiąt tysięcy franków.
Izaak Hakhabut westchnął i zamilkł.
Nadszedł 25 grudnia. Wszystkie przygotowania do odjazdu pokończono. Obchodzono Boże Narodzenie podobnie jak przeszłego roku, tylko