Strona:Juliusz Verne-Hektor Servadac cz.2.djvu/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rożytnych lasów, zagrzebanych w epokach geologicznych i zmineralizowanych pod wpływem czasu nie mógł istnieć we wnętrznościach Gallii. Mu sianoż by zwrócić się do tych materyi wybuchowych, które musiały znajdować się w glębokościach wulkanu, zanim ten wygasł zupełnie?
— Moi przyjaciele —— mówił kapitan Servadac — powoli, powoli. Mamy przed sobą długie miesiące do rozważania i rozmawiania! Mordieux, byłoby to dyabelnie brzydko, gdyby nam jaka myśl nie przyszła.
— Tak — odpowiedział hrabia — mózg podnieca się wobec trudności i znajdziemy jakiś sposób. Zresztą nie jest rzeczą prawdopodobną, ażeby nam zabrakło tego ciepła wewnętrznego przed powrotem lata gallickiego.
— I ja tak przypuszczam — powiedział porucznik Prokop. — Słychać ciągle szum wewnętrznego gotowania się. To rozżarzenie się substancyi wulkanicznych jest prawdopodobnie nie dawnem. Kiedy kometa krążył w przestrzeni przed swojem spotkaniem się z ziemią, prawdopodobnie nie posiadał atmosfery i wskutek tego tlen mógł przeniknąć do jej głębin dopiero po swem starciu. Ztąd połączenia chemiczne, których rezultatem był wybuch. Oto co podług mnie można myśleć o tem, uważając za rzecz pewną, że robota plutoniczna w jądrze Gallii jest dopiero u swego początku.
— Tak się zgadzam z tobą, Prokopie, że daleki od obawiania się, aby wewnętrzne ciepło niewygasło, gotów jestem raczej lękać się innego