Strona:Juliusz Verne-Hektor Servadac cz.2.djvu/181

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w ten sposób, na okrętach środek między dwoma pomostami.
Porucznik Prokop, oznajomiony ze zwyczajami mórz polarnych, wyłożył to w kilku słowach, i towarzysze jego zgodzili się, z konieczności zresztą, zimować na sposób polarnych wędrowców.
Wszyscy trzej wrócili do Ula Niny. Uwiawiadomiono kolonistów o powziętym zamiarze, na który się ci zgodzili. Zabrano się natychmiast do roboty, rozpoczynając od oczyszczenia ścian z jeszcze gorących popiołów, a potem bez zwłoki ściągano rzeczy z Ula Niny.
Nie było godziny do stracenia. Literalnie zamarzano, nawet w nagłębszych galeryach dawnego mieszkania. Sama więc sytuacya naturalnym sposobem pobudzała gorliwość pracowników i nigdy przenosiny, obejmujące kilka niezbędnych mebli, tapczaników, rozmaitych naczyń, zapasów z dwumasztowca, towarów z Hanzy, nie odbyły się tak lekko. Potrzeba zresztą zauważyć, że chodziło tylko o to, by zejść, i że im lżejsze były pakunki, tem łatwiej je było znosić.
Palmiryn Rosette, jakkolwiek nierad z tego, musiał się także schronić do głębin GaIli, ale nie pozwolił, aby tam ściągnięto jego lunetę. Prawda, że nie była ona stworzoną dla tej ciemnej przepaści i pozostawała na swoim trójnogu w wielkiej sali Ula Niny.
Daremnie by podawać nieskończone ubolewania Izaaka Hakhabuta. Była tam cała jego zwykła frazeologia. Nie było w całym wszechświecie handlarza bardziej od niego wystawionego