Strona:Juliusz Verne-Hektor Servadac cz.2.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

odpowiedział kapitan Servadac — i dziwiłbym się bardzo, gdyby naukowe przeglądy, dzienniki, nie opowiadały publiczności obu lądów o wszystkich, czynach i ruchach Gallii. Myślmy więc o tych, którzy myślą o nas, i przez dzień 1. stycznia ziemskiego połączmy się w uczuciach z nimi.
— Sądzisz pan — powiedział wówczas porucznik Prokop — że na ziemi zajmują się kometą, który ją potrącił? Ja tak samo myślę, ale dodam, że dzieje się to nie z pobudek naukowych lub ciekawości, ale dla innych powodów. Obserwacye, którym się oddawał nasz astronom, musiały być także na pewne czynione na ziemi i z niemniejszą dokładnością. Tablice dzienne Gallii muszą być oddawna już tam nakreślone. Znają już tam zasadnicze dane nowego komety. Wiedzą, jaką drogę przebiega w przestrzeni, oznaczyli gdzie i jak powinien spotkać ziemię. W jakim punkcie ekliptyki, w której sekundzie, w którem nawet miejscu przyjdzie potrącić na nowo glob ziemski, wszystko to już najpewniej obliczono z matematyczną ścisłością. Ta pewność spotkania musi głównie zajmować tam umysły. Idę dalej, i ośmielam się twierdzić, że przedsięwzięto na ziemi środki ostrożności, ażeby złagodzić straszliwe skutki nowego uderzenia, jeżeli w ogóle możliwą jest jakakolwiek ostrożność.
Te słowa dyktowała porucznikowi Prokopowi logika, powinien więc był mieć słuszność. W istocie powrót Gallii, dokładnie obliczony, musiał wszystkie inne myśli ziemskie na dalszy plan usuwać. Musiano myśleć o Gallii, nie tyle