Strona:Juliusz Verne-Hektor Servadac cz.2.djvu/064

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.




ROZDZIAŁ V.
(w którym uczeń Servadac jest należycie karcony przez profesora Palmiryna Rosette.)

Tak więc dla tych poszukiwaczów, dla tych wynalazców hypotez, wszystko teraz bylo jasnem, wszystko zostało wytłumaczone. Znaleźli się porwanymi przez kometę, krążącego w świecie słonecznym. Ciało niebieskie, które kapitan Servadac widział zaraz po uderzeniu pędzące w przestrzeni, to była ziemia. Ona też to spowodowała jedyny przypływ i odpływ morza Galickiego.
Ale zresztą kometa ten miał powrócić na ziemię — przynajmniej tak twierdził profesor. W każdym razie czy wyrachowania jego były dość dokładne, by powrót ten mógł być pewnikiem matematycznym? Łatwo pojąć, że Galijczycy mieli pod tym względem wiele wątpliwości.
Dnie następne poświęcone były ulokowaniu nowoprzybyłego. Na szczęście był on jednym z tych ludzi, nietrudnych pod względem życia, którzy zgadzają się ze wszystkiem. Dzień i noc żyjąc pomiędzy gwiazdami, uganiając za niemi w przestrzeni, bardzo mało zajmował się on po-