Strona:Juliusz Verne-Hektor Servadac cz.2.djvu/061

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wtórzyć swe zapytanie więcej stanowczo; ale Hektor Servadac, będąc zdania, że lepiej jest nie nalegać na tego oryginała — rzekł:
— Kochany profesorze, czy nie wytłumaczysz nam pan, jak się to stało, że przy spotkaniu tak straszliwem, nie ponieśliśmy większego szwanku?
— To się tłumaczy bardzo łatwo.
— I czy sądzisz pan, że wyjąwszy oderwania kilku kwadratowych mil lądu, ziemia więce nie ucierpiała, a zwłaszcza czy oś jej obrotu nie zmieniła się nagle?
— Tak sądzę, kapitanie Servadac odrzekł Palmiryn Rosette — i oto moje dowody i Ziemia poruszała się wtedy z szybkością dwudziestu ośmiu tysięcy ośmiuset mil na godzinę, Galia z szybkością pięćdziesięciu siedmiu tysięcy mil. Jestto tak jak gdyby pociąg pędzony z szybkością ośmdziesięciu sześciu tysięcy mil na godzinę, uderzył o jaką przeszkodę. Jakie musiało być uderzenie, sami panowie możecie osądzić. Kometa, którego jądro jest z substancyi nadzwyczaj twardej, zrobił to co kula zbliska wystrzelona zrobiłaby ze szklanną szybą: przeszedł przez ziemię nic nie złamawszy.
— W samej rzeczy — odpowiedział kapitan Servadac, rzecz ta mogła się i tak odbyć...
Powinna była! — odparł profesor stanowczo — a to tembardziej, że kula ziemska została dotkniętą bardzo ukośnie. Ale gdyby Galia padła na nią normalnie, to wdarłaby się głęboko, sprawiając największe klęski; rozwaliłaby