Strona:Juliusz Verne-Hektor Servadac cz.2.djvu/053

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

urządził znowu na jednym szczycie na wybrzeżu hiszpańskim światło, które mogło być widziane przez lunetę z Formentery. Kilka książek, instrumenta do obserwacyi, żywność na dwa miesiące, składały cały materyał, nie licząc lunety astronomicznej, z którą Palmiryn Rosette nigdy się nie rozstawał i która zdawała się stanowić część jego samego. Bo były profesor miał pasyę szperania po głębiach niebieskich i nadzieję zrobienia tam jakiegoś odkrycia, które unieśmiertelni jego nazwisko. To było jego marzeniem.
Praca Palmiryna Rosette wymagała przedewszystkiem nadzwyczajnej cierpliwości. Co nocy powinien był on pilnować ognia, który pomocnik jego rozniecał na wybrzeżu hiszpańskiem, ażeby oznaczyć wierzchołek swego trójkąta, a nie zapomniał o tem, że w takich warunkach upłynęło sześćdziesiąt dni nim Arago i Biot zdołali ten cel osiągnąć. Na nieszczęście, jak było powiedziane, niezwykle gęsta mgła osłoniła nie tylko tę część Europy, ale całą prawie kulę ziemską.
Otóż właśnie w tych okolicach wysp Balearskich kilkakrotnie tworzyły się przerwy w masie mgły. Należało zatem bardzo się pilnować — co jednak nie przeszkadzało Palmirynowi Rosette rzucać badawczy wzrok na firmament, ponieważ zajmował się wtedy rewizyą mapy tej części nieba, na której zarysowuje się konstelacya Bliźniąt.
Konstelacya ta dla gołego oka przedstawia co najwięcej sześć gwiazd; ale przez teleskop mający dwadzieścia siedm centymetrów otworu, dostrzedz ich można przeszło sześć tysięcy. Pal-