Przejdź do zawartości

Strona:Juliusz Verne-Hektor Servadac cz.2.djvu/019

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Że co? — przerwał hrabia, jak gdyby czekał na odpowiedź, jaką miał mu dać mówiący.
— Że ziemia została potrącona przez kometę i że temu potrąceniu zawdzięczamy odłam, który nas unosi!
Przy tej hipotezie, stanowczo wypowiedzianej przez kapitana Servadac, hrabia i porucznik Prokop przez kilka chwil spoglądali na siebie. Spotkanie ziemi z kometą, chociaż nieprawdopodobne, nie było jednak niemożebnem. Uderzenie tego rodzaju było nareszcie wyjaśnieniem niepojętego dotąd fenomenu; była to właśnie owa dotąd nieodszukana przyczyna, której skutki okazały się tak niezwykłemi.
— Możesz pan mieć słuszność — odpowiedział porucznik Prokop, zapatrując się na kwestyę z tej samej strony. — Być może, iż nastąpiło podobne uderzenie i mogło oderwać znaczny kawał ziemi. Jeżeli zaszedł fakt podobny, to ogromny krąg, który widzieliśmy następnej nocy po katastrofie, nie czem innem był jak tylko kometą, który zapewne zboczył ze swej normalnej drogi, ale którego szybkość była takąż, i ziemia nie mogła go powstrzymać w swoim atrakcyjnem centrze.
— Jest to jedyne wyjaśnienie obecności tej nieznanej gwiazdy — odrzekł kapitan Servadac.
— Jest to nowa hypoteza, która zdaje się być bardzo racyonalną — zauważył hrabia. — Zgadza ona nasze własne spostrzeżenia ze spostrzeżeniami profesora Rosette. A więc to błędnej tej