Strona:Juliusz Verne-Hektor Servadac cz.1.djvu/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Hiszpanie ci, Andaluzyjscy wieśniacy, lekkomyślni z natury, próżniacy z zamiłowania, zawsze gotowi do noża i do gitary, rolnicy z rzemiosła, mieli za naczelnika niejakiego Negrete, najwykształceńszego z całej bandy, jedynie dlatego, że więcej wałęsał się po świecie. Gdy ujrzeli się sami i opuszczeni na skałach Ceuty, byli niezmiernie zakłopotani. Znajdowała się tam Hanza ze swym właścicielem, a byli to ludzie, którzyby nie żenowali się opanować jej, by powrócić do ojczyzny, ale nie było między nimi marynarza. Nie mogli jednak wiecznie pozostawać na tej skale i gdy żywność ich wyczerpała się, zniewolili Hakhabuta, że ich wziął na swój pokład.
Wśród tych wypadków Negretego odwiedzili dwaj angielscy oficerowie z Gibraltaru, o czem wspominaliśmy wyżej. Co tam stanęło między Anglikami a Hiszpanami, Izaak nie wiedział. Jakkolwiekbądź po tej wizycie Negrete nakłonił Hakhabuta by wyszedł pod żagle i przewiózł go wraz z ludźmi na najbliższy punkt wybrzeża marokańskiego. Izaak zmuszony do posłuszeństwa, ale przywykły robić ze wszystkiego pieniądze, ułożył się, że Hiszpanie zapłacą mu za przeprawę, na co ci zgodzili się tem chętniej, iż zdecydowani byli nie dać ani szeląga.
Hanza wypłynęła 3 lutego. Przy zachodnim wietrze statek poruszał się z łatwością. Dość było kuścić się z wiatrem. Więc improwizowanym marynarzom nie pozostawało jak tylko rozpuścić żagle by przybyć bezwiednie do jedynego punktu ruli ziemskiej, mogącego dać im schronienie.