Strona:Juliusz Verne-Hektor Servadac cz.1.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

na południe, czy nie znajdziemy dalej tego, czego tu szukamy napróżno.
Hrabia rozmówił się bezwłocznie z porucznikiem Prokopem; a ponieważ pogoda była sprzyjająca, postanowiono, że w ciągu trzydziestu sześciu godzin Dobryna żeglować będzie w kierunku południowym
Hektor Servadac podziękował swemu gospodarzowi i nowa droga została sternikowi zalecona.
Przez trzydzieści sześć godzin, to jest do 4 lutego, badano tę część morza najskrupulatniej. Nie poprzestano na spuszczaniu w te podejrzane wody sondy, która wszędzie wskazywała dno płaskie na głębokości czterech do pięciu węzłów, ale dno to było prute żelaznemi czerpakami, które nie napotkały ani razu ani obciosanego kamienia, ani szczątków jakiego metalu, ani kawałka odłamanej gałęzi, ani nawet żadnego z tych mięczaków, któremi zwykle usiane jest dno morskie. Jakież to dno zastąpiło w ten sposób dawniejsze dno morza Śródziemnego?
Dobryna spuściła się aż do trzydziestego szóstego stopnia szerokości. Sprawdzając z mapami, przekonano się, że żegluje tam gdzie powinno było znajdować się Sahel, wyżyna oddzielająca morze od bogatej równiny Mitidja, tam gdzie niegdyś wznosił się szczyt Buzareah na czterysta metrów! A jednak nawet po pochłonięciu ziem okolicznych, szczyt ten powinienby ukazywać się jak wysepka ponad tym Oceanem!
Dobryna popłynęła dalej po za Duerę, głó-