Strona:Juliusz Verne-Hektor Servadac cz.1.djvu/082

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zaprzestał, przynajmniej tymczasowo, silić się na wytłómaczenie tego, co wtedy było dla niego niemożebnem.
Zresztą nieprzewidziany wypadek miał nastąpić, a wyniki jego miały być bardzo donośne.
Dnia 27 stycznia, koło godziny dziewiątej rano, Ben-Zuf wszedł do oficera znajdującego się w pokoju w posterunku i powiedział najspokojniej.
— Panie kapitanie!
— A co tam? — zapytał kapitan Servadac.
— Okręt!
— Bydlę! i mówisz mi to tak spokojnie, jak gdybyś mówił, że już zupa na stole!
— Ba! wszakże jesteśmy filozofami! — odrzekł Ben-Zuf.