Strona:Juliusz Verne-Hektor Servadac cz.1.djvu/071

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.




ROZDZIAŁ VIII.

Gdzie jest mowa o Wenerze i Merkurym, zagrażającym, że potrącą o ziemię.




Wkrótce znowu ukazało się słońce i całe światło gwiazd znikło przed jego wytężoną promienistością. Nie było możności robić dalszych spostrzeżeń. Należało odłożyć je do przyszłych nocy, jeżeli stan nieba pozwoli.
Co do kręgu, którego światło prześliznęło się przez pokład chmur, to kapitan Servadac napróżno szukał jego śladów. Znikł on, czy to wskutek oddalenia się, czy też zwrotu w bezładnym biegu.
Pogoda była przepyszna. Wiatr całkiem prawie ustał, przerzuciwszy się na stary zachód. Słońce wznosiło się codziennie na swoim nowym horyzoncie i zachodziło na przeciwległym ze wszelką dokładnością. Dnie i noce miewały równo po sześć godzin, — zkąd ten wynik, że słońce wcale nie oddalało się od nowego równika, który przechodził przez wyspę Gurbi.
Jednocześnie temperatura wzrastała ciągle. Kapitan Servadac po kilka razy na dzień spo-