Strona:Juliusz Verne-Dom parowy T.2.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dwadzieścia cztery godzin, minęli Gaty zachodnie, te Andy indyjskie ciągnące się na długość trzystu mil, w pośród gęstych lasów bananów, sykomorów, teków, palm, kokosów, areków, sandałów i bambusów. W kilka godzin później kolej dowiozła ich do wyspy Bombay, która łącznie z wyspami Salcette, Elephanta i kilku innemi, tworzy doskonałą przystań, i na której południowo-wschodnim krańcu, wznosi się stolica prezydencyi.
Pułkownik nie miał jednak pozostać w tem wielkiem mieście zamieszkanem przez najrozmaitsze narodowości, gdyż przyzwani doktorzy polecili mu zamieszkać w jakiejś poblizkiej willi, gdzie zupełny spokój, troskliwa ich opieka i poświęcenie męża musi stopniowo oddziałać zbawiennie na umysłowy stan lady Munro.
Upłynęło parę miesięcy, żaden z towarzyszy i sług pułkownika ani myślał go opuścić; chcieli koniecznie być przy nim w dniu, którego blizkie nadejście zwiastowali lekarze, gdy nareszcie lady Munro odzyska rozum.
Nie zawiodły ich nadzieje. Umysł lady Munro, powoli, stopniowo budził się do życia, i wkrótce Błędny Ognik pozostał tylko smutnem wspomnieniem.
— Lauro! Lauro moja! zawołał pułkownik, spostrzegłszy, że jakoś inaczej patrzy na niego.
— Edwardzie! krzyknęła, i padła w jego objęcia.
W parę tygodni potem wszyscy zebrali się w saloniku w bungalowie w Kalkucie, gdzie miało rozpocząć się odtąd zupełnie inne życie, niż to jakie wiódł tam przed podróżą zrozpaczony pułkownik. Banks spędzał w nim wszystkie wolne od pracy chwile; Hod przyjeżdżał ilekroć mógł dostać urlop. Sierżant Mac-Neil i Gumi zaliczali się do domowników, i nigdy nie mieli rozstać się z pułkownikiem Munro.