Strona:Juliusz Verne-Dom parowy T.2.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wracał do fortecy; nie mógł pojąć dlaczego przed oznaczoną godziną spełniono jego rozkaz.
Jeden tylko Indus mu towarzyszył, ale ten ugodzony niespodzianie, padł u stóp Gumi’ego który śmiertelny cios zadał mu nożem.
— Do mnie! krzyknął Nana-Sahib do nadbiegającej tłuszczy.
— Dobrze! zawołał Gumi, rzucając się na Nababa.
Uczynił to w tym celu, aby jeźli nie zdoła wydrzeć mu życia, mógł przynajmniej przeciągnąć walkę, aby pułkownikowi dać czas do ucieczki: ale silny bardzo Nabab tak mocno uderzył go w rękę, iż nóż mu z niej wypadł.
Widząc się rozbrojonym, Gumi zawrzał szalonym gniewem, który spotęgował jeszcze nadzwyczajną jego siłę. Uchwycił wpół Nababa i gwałtownie przyciskając do siebie, niósł go tak z zamiarem rzucenia się wraz z nim w pierwszą napotkaną otchłań.
Pod ten czas Kalagani i towarzyszący mu Indusi i Dakoici zbliżali się coraz więcej; gdy ich dopędzą, ani nadziei aby ujść mogli.
— Panie pułkowniku, wytężaj ostatki sił, wołał Gumi; ja jeszcze przez kilka minut zdołam stawiać im opór, jakby puklerzem, zasłaniając się Nababem, ale pan uciekaj nie oglądając się na mnie!
Ale zaledwie trzy minuty oddzielały już tylko zbiegów od goniących za nimi, a Nabab przytłumionym głosem przyzywał wciąż Kalagani’ego.
Wtem o jakie dwadzieścia kroków przed nimi rozległy się nawoływania:
— Munro! Munro!
Na drodze stykającej się z gościńcem był Bsnks, kapitan Hod, sierżant Mac-Neil, Fox i Parazard, a sto