Strona:Juliusz Verne-Dom parowy T.2.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
XI.

Oko w oko.


Gdy Indostan został nareszcie uwolniony od Tugów którzy tak krwawemi zgłoskami zapisali się na kartach jego dziejów, miejsce ich zajeli godni pod każdym względem następcy, tak zwani Dakoici, którzy w rzeczywistości byli tylko zreformowanymi Tugami. Złoczyńcy ci zmienili sposób wykonywania i cel swych morderstw — ale nie zaprzestali bynajmniej zabijać i mordować.
Nie chodziło już o składanie ofiar dzikiej Kali, bogini śmierci; dzicy ci fanatycy obecnie już nie duszą, ale trują aby okradać i obdzierać. Dusicieli zastąpili praktyczniejsi ale równie straszni zbrodniarze.
Dakoici, stanowiący oddzielne bandy w pewnych częściach półwyspu, przyjmują do swego grona wszelkich zbrodniarzy i morderców jacy zdołają wymknąć z sideł policyi anglo-indyjskisj. Dzień i noc uwijają się po głównych drogach, szczególniej w więcej dzikich okolicach, i powszechnie jest wiadome że Bundelkund najlepiej się nadaje i często bywa widownią tych scen gwałtu i rabunku. Często rabusie ci zbierają się licznie i napadają na jakąś odosobnioną wioskę. Wtedy ucieczka jest jedynym ratunkiem ludności, ci zaś którzy wpadną w ręce Dakoitów, stają się ofiarą najstraszniejszych morderstw i męczarni.