Strona:Juliusz Verne-Dom parowy T.2.djvu/092

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

trzymać się w pewnej od nas odległości, jak dotąd, nie ma się czego obawiać, ale gdyby im przyszła ochota wyścigną nas, na tak ciasnej drodze mogłyby znacznie uszkodzić Steam-House.
— A nadto, rzekłem, kto wie jak obeszłyby się z naszym Stalowym Olbrzymem, gdyby tak zblizka zajrzały mu w oczy?
— Ah! do kroćset! krzyknął kapitan, oddałyby mu taki hołd jak słonie księcia Guru Sing.
— Ale tamte były oswojone, rzekł sierżant Mac-Neil.
— To i te same przez się oswoją się, rzekł kapitan Hod; sam widok naszego olbrzyma takie w nich wzbudzi zdumienie, iż pozdrowią go z uszanowaniem.
Widocznie kapitan nie ochłonął dotąd z uwielbienia dla sztucznego słonia, „tego arcydzieła mechaniki, wytworzonego przez angielskiego inżyniera“.
— Zresztą te gruboskórce — lubiał to słowo widocznie — więc te gruboskórce są bardzo inteligentne, one rozumują, sądzą, one porównują, i składają dowody rozumu prawie ludzkiego!
— To nie prawdziwe odrzekł Banks.
— Jak to nie prawdziwe! krzyknął kapitan Hod. Toż chyba nie mieszkając w Indyach możnaby coś podobnego utrzymywać! Czyż nie używają zwierząt tych do wszelkich posług domowych? i czy jest jaki sługa dwunożny, któryby im wyrównał? — W domu swego pana czyż słoń nie spełnia wszelkich posług. Czyż nie wiesz Maucler, co o nich mówią ci co je dobrze znają? — Otoż utrzymują oni, że słoń jest uprzedzająco grzeczny dla tych któych kocha, że pomaga im dźwigać ciężary, że zbiera dla nich kwiaty lub owoce, one strzegą trzody i mieszkania pana swego, noszą wodę, one pielęgnują i ba-