Strona:Juliusz Verne-Dom parowy T.2.djvu/079

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

glądał się bacznie niby pociągowi, i sztucznemu słoniowi, mnie jednak zdawało się że głównie wpatruje się w pułkownika Munro: ale ani słowa nie przemówił do nas. Nareszcie skinieniem pożegnawszy Kalagani’ego złączył się z karawaną i znikł wkrótce w tumanie kurzu.
Powróciwszy do Steam-House, Kalagani nie czekając zapytania, zwrócił się do pułkownika, mówiąc:
— Jest to jeden z dawnych moich towarzyszy, zostający od dwóch miesięcy w usługach karawany.
Niebawem Steam-House ruszył w dalszą drogę, a nazajutrz, 24. września, zatrzymaliśmy się na noc o pięć kilometrów od Ursza, na lewym brzegu Betwy. Jest to jedna z główniejszych rzek wpadających do Jumny. Wody jej wystąpiły z łożyska i rozlały się szeroko na wybrzeża. Za ciemno już było aby Banks mógł rozpatrzeć się jakie trudności może przedstawiać przepłynięcie rzeki, więc zostawił to do jutra rana, i zaraz po wieczerzy udaliśmy się na spoczynek.
Tylko w wyjątkowych okolicznościach ustanawialiśmy straże do czuwania w nocy nad obozowiskiem; uznaliśmy to zbytecznem, boć przecie nikt nie mógł unieść naszych przenośnych domów, ukraść naszego słonia, którego sam ciężar jego bronił, więc pozostawała tylko możliwość napadu włóczęgów uwijających się w tych okolicach, a od tych broniły i uprzedziłyby o zbliżeniu szczekaniem psy nasze Fan i Black.
Jakoż miało to miejsce tejże nocy. Około drugiej nad ranem, zbudziło nas ujadanie psów; zerwałem się prędko i wszystkich zastałem na nogach.
— Co się stało? zapytał pułkownik Munro.
— Psy ujadają, odrzekł Banks, więc niemoże to być bez powodu.
— Zapewnie jaka pantera odezwała się w poblizkich