Strona:Juliusz Verne-Dom parowy T.1.djvu/196

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mógł się jednak przekonać jak wielki wpływ wywierał sam już urok jego nazwiska na miliony Indusów zamieszkujących środkowe płaszczyzny Indostanu.
Za powrotem do paalu, obaj bracia opowiadali sobie o wszystkiem co widzieli, słyszeli lub zrobili. Wracający ze swych wycieczek towarzysze zapewniali ich, że duch buntu przeciągał jak wiatr burzliwy po nad doliną Nerbuddy. Gundowie niczego goręciej nie pragnęli, jak z wojennym góralskim swoim okrzykiem „kisri” rzucić się na obozy wojsk prezydencyi.
Ale nie nadeszła jeszcze odpowiednia chwila. Nie dość było podniecić ludność zamieszkującą, między górami Sautpurra i Vindyas, trzeba było, aby wzniecony pożar szerzył się coraz dalej, aby wsie i miasta Bopalu, Malwyi i Bundelkundu i rozległe królestwo Scindia, stały się jakby niezmierzonym stosem pożarnym, czekającym tylko podpalenia. Ale pod tym względem przezorny Nana Sahib nie chciał się spuścić na nikogo, i pragnął osobiście odwiedzić dawnych stronników powstania z 1857 roku, którzy nie wierzyli wcale w jego śmierć i spodziewali się tego, że się lada dzień ukaże.

W miesiąc po przybyciu do paalu Tandit, Nana Sahib uznał, że może rozpocząć działanie; sądził, że do tego czasu musiano uważać za fałszywą ową pogłoskę o pojawieniu się jego w prezydencyi. Wierni sprzymierzeńcy zawiadamiali go o wszystkich postanowieniach gubernatora Bombayu, wydawanych w celu pojmania go. Rybak z Aurungabadu, dawny jeniec Nany, padł pod morderczym jego ciosem i nikt ani się domyślał, że uciekający fakir był to nabab Dandu Pant, na którego głowę nałożono cenę. W tydzień później pogłoski ucichły, pragnący otrzymać 2000 funtów nagrody stracili wszeląk[1] nadzieję, nie mówiono już o Nana Sahibie.

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – wszelką.