Strona:Juliusz Verne-Dom parowy T.1.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jednostajne pośród rozległych łanów maku i ogromnych plantacyi ryżu, obozowaliśmy na prawym brzegu Gangesu, naprzeciw starożytnej Jerozolimy Indusów, świętego ich miasta Benarez.
— Zatrzymamy się tu dwadzieścia cztery godzin, rzekł Banks.
— Jakże daleko jesteśmy teraz od Kalkuty? zapytałem.
— Blizko 350 mil, odpowiedział Banks, a przyznasz, że ani długość drogi ani trudy podróży nie dały nam się uczuć.
Ganges! czyż jest rzeka, któraby przywodziła na pamięć równie poetyczne legendy, i czyż nie zdaje się jakoby w nim streszczały się prawie całe dzieje lndyi? Czyż jest w świecie dolina podobna do tej, która mieszcząc wspaniałe Gangesu łożysko, roztacza się na przestrzeni pięciusetmilowej, a na której zamieszkuje miljonowa ludność? Czyż jest na kuli ziemskiej miejsce, gdzieby więcej nagromadzonych było cudów natury do chwili pojawienia się rasy azyatyckiej.
Cożby to był śpiewał Wiktor Hugo o Gangesie kiedy o Dunaju tak pięknie się wyraża:
O tak! można huczyć głośno i pysznie szumieć gdy się ma:

Jak morze spokojną falę
Gdy jak wąż przez lądu roztacza się krainy
Przepływając zachodu i wschodu kończyny!

Ganges ma swoje bałwany, burze i cyklony, daleko straszniejsze niż uragany rzek europejskich. Rozciąga on się jak wąż jaki olbrzymi pośród najpoetyczniejszych okolic świata. Płynie od zachodu na wschód, ale to nie z pomiernych jakich pagórków wywodzi on swoje źródło — o nie! — jego początek z najwyższego łańcucha gór na