Strona:Juliusz Verne-Dom parowy T.1.djvu/063

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wać pieniądze nie w tak pospolity sposób jak jego milionowi koledzy.
Otóż raz przyszła mu myśl, która go wielce niepokoiła, a z której i sam Salomon mógłby być dumny, aby odbyć podróż w sposób zupełnie dotąd nieznany, ekwipażem o jakim nikt nie marzył nawet. Gdyby znał działanie pary, byłby ją pewnie użył do swego pomysłu: nie znając, zwrócił się do mnie gdyż znaliśmy się z sobą. Sam mi narysował plan swego oryginalnego ekwipażu i nie myślcie, że parsknąłem śmiechem słuchając rajaha. Zrozumiałem, że myśl tak wielka mogła się tylko zrodzić w umyśle indyjskiego monarchy i zapragnąłem gorąco urzeczywistnić ją jak najprędzej. z własnem i poetycznego mego klienta zadowoleniem. Poważny inżynier nie zawsze ma sposobność spotykania się z fantastycznością, a fantazya rajaha nie była niemożebną do urzeczywistnienia; wiecie co już dokonała mechanika, ale nie wiecie czego w przyszłości dokonać jeszcze może. Zabrałem się więc do pracy i udało mi się w osłonie z blachy stalowej w postaci słonia, ukryć kocioł, mechanizm i tender lokomotywy drożnej, ze wszystkiemi przynależytościami. Trąba tak urządzona, że może się podnosić i opuszczać, posłużyła za komin, za pomocą odpowiedniego przyrządu zaprzągłem nogi mego słonia do kół maszyny, oczy urządziłem jak soczewki w morskiej latarni, aby tryskały przez nie dwa strumienie światła elektrycznego, i w ten sposób utworzyłem mego sztucznego słonia. Jednakże nie dokonałem tego odrazu ; nastręczało się wiele nie łatwych do pokonania trudności. Ten motor, ta olbrzymia zabawka kosztowała mnie wiele trudów i bezsennych nocy, tak że nareszcie rajah trawiony gorączkową niecierpliwością, większą część życia przepędzając w moich warsztatach, umarł zanim zdołałem wypróbować ostatnich ulepszeń