Strona:Juliusz Verne-500 milionów Begumy.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

stojących nieopodal, nałożył fajkę i zaczął palić.
Arminius i Sigimer, którzy mieli już gotowe fajki, usadowili się zaraz na sąsiedniej ławce i zaczęli wypuszczać ogromne kłęby dymu.
Skutek narkotyku objawił się natychmiast.
Nie upłynęło pięciu minut, a dwaj olbrzymi teutońscy ziewali i wyciągali się jak niedźwiedzie w klatce. Oczy ich mgłą zaszły; w uszach im dzwoniło; twarze z czerwonych stały się wiśniowe; ramiona osunęły się nieruchomie; głowy opadły na poręcz ławki.
Fajki potoczyły się na ziemię.
Nakoniec donośne chrapanie z dwóch piersi zmięszało się ze śpiewem ptaków, które z powodu ciągłego lata stale zamieszkiwały parki Stahlstadt’u.
Marceli czekał tylko na tę chwilę, łatwo pojąć, z jaką niecierpliwością, ponieważ nazajutrz wieczór, o czterdzieści pięć minut na dwunastą, Miasto-Francya, skazane przez Herr Schultze’a, miało przestać istnieć.
Marceli wpadł do pracowni wzorów. W wielkiej tej sali było prawdziwe muzeum. Zmniejszone maszyny hydrauliczne, lokomotywy, maszyny parowe, lokomobile, pompy, śruby, maszyny do dziurawienia, pudła statków, maszyny morskie, jednem słowem, samych arcy-