Przejdź do zawartości

Strona:Juliusz Verne-500 milionów Begumy.djvu/093

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ści jego w wylewie mniejszego znaczenia i uznano za doskonałego robotnika. W końcu dnia, dozorca obiecał mu nawet szybki awans.
Wyszedłszy o godzinie siódmej wieczór z oddziału O i z zewnętrznego obwodu, Schwartz udał się po walizę swoją do oberży. Potem zwrócił się w stronę, gdzie zrana zauważył był grupę domów, i z łatwością wynalazł kawalerskie pomieszkanie u pewnej poczciwej kobiety, która »trzymała lokatorów«.
Ale młody ten robotnik nie poszedł jak inni po wieczerzy do piwiarni. Zamknął się w swoim pokoju, wyjął z kieszeni kawałek stali, którą zapewne podniósł był w pudlingarni, i odłamek gliny od tygla, znaleziony w oddziale O; potem przypatrywał się im ze szczególną pilnością, przy świetle kopcącej lampy.
Następnie wziął z walizy gruby oprawny zeszyt i napisał co następuje w dobrej francuzczyznie, ale dla większej ostrożności tajemnem pismem, do którego klucz sam tylko posiadał:
»10 listopada. — Stahlstadt. — Niema nic szczególnego w sposobie pudlowania, z wyjątkiem — ma się rozumieć — kombinacyi dwóch różnych temperatur, stosunkowo niskich do pierwszego pieca i dla powtórnego rozpalania, podług prawideł wskazanych przez